Co drugi mężczyzna i co trzecia kobieta chcą rzucić etat i przejść na swoje. Takie dane przynosi najnowszy “Indeks Przedsiębiorczości” Tax Care. W Polsce mamy już 3 mln firm, a w pierwszym półroczu – według danych przytaczanych przez Dziennik Gazetę Prawną – powstało ich prawie 200 tys. To o blisko 10 proc. więcej niż w ubiegłym roku. Czy taki wzrost przedsiębiorczości powinien cieszyć? Czy przechodzenie z etatu na swoje się opłaca?
Wzrost liczby mikrofirm nie musi wcale oznaczać czegoś dobrego. Obserwuję rynek mikroprzedsiębiorców od lat. I choć zauważam stałą tendencję wzrostową liczby firm, to w znacznej mierze są to mikrofirmy, które na tym etapie pozostaną przez lata. Wiele z nich to po prostu nie przedsiębiorcy, a samozatrudnieni. Zmiany na rynku pracy wymusiły na wielu firmach konieczność podniesienia wynagrodzeń. I nie chodzi tu wyłącznie o sektor IT. Pensje podnoszą już praktycznie wszyscy. W dużych firmach spora grupa “młodych przedsiębiorców” przejdzie na swoje traktując to jako element optymalizacji podatkowej. Spore wzrosty pensji oznaczają bowiem, że więcej z pensji “ucieka” w formie podatków i składek ZUS. W mikrofirmie ZUS to ok. 1200 zł, co odpowiada mniej więcej pensji “etatowca” na poziomie 6000 zł brutto. A w dużych firmach, szczególnie w Warszawie, Krakowie, czy Poznaniu nie jest ona rzadkością.
Dlaczego mikrofirma jest dobra?
Dobrze więc, że takie zmiany często są proponowane przez pracowników, a nie traktowane jako element cięcia kosztów przez pracodawców, z czym mieliśmy do czynienia choćby w 2012 i 2013 roku, gdy też liczba mikroprzedsiębiorców rosła bardzo szybko. Był to jednak efekt sporego bezrobocia i wielu Polaków w tamtym okresie wolało “mieć firmę” i świadczyć usługi bo na “etat” nie mieli szans.
Choć badania pokazują, że polscy przedsiębiorcy są coraz lepiej przygotowani do biznesu, a liczba zamykanych działalności nie rośnie, to warto zwrócić uwagę na coś innego. Wzrost przedsiębiorczości to raczej przyrost liczby REGONów, czyli samozatrudnionych niż przedsiębiorców z krwi i kości – nawet w wymiarze mikro. Bo ci przedsiębiorcy, których przyrostem się zachwycamy, raczej nie będą zatrudniać. Po prostu nie mają kogo.
>>> Jaki biznes otworzyć “po godzinach”
Podobnie jak “średniaki”, które na całej tej sytuacji też sporo cierpią . To firmy, które są już zbyt duże, żeby myśleć jak mikroprzedsiębiorca ale wciąż za małe by być korporacją. Mówię tu o gigantycznej liczbie firm (przede wszystkim rodzinnych), które mają dziś po 10-20 lat biznesowego stażu i ich sporym problemem jest przede wszystkim pozyskanie ludzi do pracy. Dzięki dobrej koniunkturze, mają sporo zamówień, niestety nie wszystkim są w stanie sprostać bo brakuje im rąk do pracy. To w głównej mierze firmy zlokalizowane poza największymi miastami. Najnowsze badanie Work Service “Barometr Rynku Pracy” pokazuje, że aż 62 proc. firm ma problem z obsadzeniem stanowisk. Już 3/4 przedsiębiorstw produkcyjnych doświadcza problemów kadrowych. A to spora bariera dla ich rozwoju. Jak przekonują autorzy badania, aż 32,7 proc. biorących udział w badaniu nie podejmuje nowych nowych kontraktów ze względu na niedobory kadrowe, a 16,4 proc. ogranicza z tego powodu inwestycje. To o prawie 4 p.p więcej niż rok temu.
Problemy firm średniej wielkości
Do tego wszystkiego dochodzi mentalna obawa przed zleceniem części produkcji czy usług mikrusom. Wielu średniej wielkości przedsiębiorców woli cały czas mieć “człowieka” na miejscu niż współpracować z mikroprzedsiębiorcami. Jeśli już, to biorą ich na zasadzie “samozatrudnienia”, czyli pracujących tylko dla nich. To potęguje jeszcze zamiłowanie do “samozatrudnienia”. Gdy zapytałem jedną z moich koleżanek o pierwsze wrażenia z bycia “na swoim”, gdy ta po latach pracy w dużej firmie, założyła własną i zaczęła obsługiwać firmy średniej wielkości, powiedziała, że największym problemem jest to, że “wszyscy chcą mieć ją na własność”. Nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że może pracować dla wielu firm jednocześnie. Sporo firm średniej wielkości, nie jest przygotowanych do współpracy z małymi firmami. Póki nie nauczą się współpracować z “mikrusami” bardzo trudno będzie im konkurować z gigantami.
Rosnąca konkurencja małych firm
Do tego dochodzi wspomniana konkurencja ze strony mikrusów. I choć badania Tax Care próbują nas przekonywać, że polscy przedsiębiorcy są coraz lepiej przygotowani do prowadzenia biznesu, to patrząc na to globalnie widać coś zgoła innego. Wciąż mały biznes jest bardzo ryzykowny. Banki niechętnie kredytują mikrofirmy (czemu dałem wyraz sprawdzając możliwości finansowania bardzo młodych przedsiębiorców – zobacz ranking kredytów ), a przedsiębiorcy wciąż skarżą się na niedobór wiedzy z zakresu przedsiębiorczości. Mikroprzedsiębiorcy są traktowani przez rynek po macoszemu. Wciąż za mało jest dla nich ciekawych usług i produktów, głównie związanych z finansami. Mówiąc inaczej nie mają pieniędzy na rozwój.
Finanse mikroprzedsiębiorców są w niezbyt dobrej kondycji. Często biorą zlecenia “jak leci” nie weryfikując kontrahentów.
Mikrofirmy biorą wszystko „jak leci”. Nawet te zlecenia, za które nie dostaną pieniędzy. Dlaczego?
Bo w małych firmach za wszystko odpowiedzialny jest właściciel. Oczywiście ogromna większość malutkich firm to biznesy oparte na tradycyjnych pomysłach biznesowych (proste usługi dla ludności, firma budowlana, prosty handel), wspierane przez rodzinę, przez co dają szansę na przetrwanie to mają ogromny problem z innowacjami, a przez to na rozwój. Te nieliczne staram się pokazywać w biznesnaostro.pl ale wciąż jest ich zbyt mało. Szczególnie, że niedługo dobra koniunktura może się skończyć i znacznie utrudnić im funkcjonowanie.
Czy czeka nas kryzys?
Wystarczy nałożyć na to zmniejszające się inwestycje “średniaków”. Szczególnie, że jak pokazują badania International Business Report przygotowane przez Grant Thornton w końcówce 2017 roku, spada skłonność polskich firm do wprowadzania nowych produktów. Tylko 10 proc. polskich przedsiębiorców deklaruje, że w ciągu najbliższego roku planuje wprowadzić na rynek nowy produkt bądź usługę. To najgorszy wynik spośród wszystkich przebadanych krajów. To również zdecydowanie poniżej średniej unijnej i globalnej (kolejno 33 proc. i 31 proc.). Autorzy badania podkreślają wprawdzie, że to wina dobrej koniunktury, która “rozleniwia” ale z drugiej może to pokazywać obawy o przyszłą sytuację rynkową.
Rosnąca liczba mikroprzedsiębiorców wcale nie wskazuje na to, że są one mocne. Na razie korzystają z dobrej koniunktury i sporej liczby zleceń. Ale to, za sprawą firm średniej wielkości, które są w coraz gorzej kondycji może pociągnąć je w dół. Chyba że oba segmenty zaczną ściślej współpracować.
Bardzo ciekawy i merytoryczny artykuł. Ludzie są co raz to mądrzejsi i nie chcą pracować dla kogoś tylko na siebie gdzie wiedzą również że na stare lata czasami lepiej jest mieć dobrze działająca firmę.
Dziękujemy za powołanie się na nasz raport! Pełne wyniki badania można znaleźć tutaj 🙂 >> http://grantthornton.pl/publikacja/polskie-firmy-niechetnie-rozwijaja-nowe-produkty/