Przechodzenie firmy z pokolenia na pokolenie wydaje się dość powszechne. A co, jeśli do interesu dołącza żona spadkobiercy, która wcześniej z biznesem nie miała wiele wspólnego? O tym jak „wchodzi się” do rodziny prowadzącej wielopokoleniową, niezwykłą firmę rozmawiam z Moniką Kielman, która wraz z mężem zawiaduje pracownią szyjącą buty.
2008 rok. 125 lat istnienia Pracowni Kielman. Gdy firma obchodziła ten jubileusz, pani zdecydowała się dołączyć do rodzinnego biznesu. Dlaczego?
Jestem żoną właściciela ale nie od zawsze pracowałam w firmie. Przez lata żyłam własnym życiem. Artystycznym, dalekim od myślenia biznesowego. Potem zostałam oddaną mamą bo tak wybrałam. Dlatego, gdy odchowałam trzech synów: Jana III, Stefana i Macieja, postanowiłam pomóc mężowi. Zazwyczaj przy niedzielnych obiadach, porusza się sprawy dotyczące firmy. To pierwszy krok.
Czyli to raczej naturalna kolej rzeczy?
To jest jak z nauką języka. Uczymy się go, przesiąkamy nim bez zastanawiania się jak to działa i jakimi regułami się rządzi.
Mnie było o tyle łatwiej zaangażować się w biznes, że teorię poznałam. Gdy przebywa się w towarzystwie osób związanych z firmą, to się wiedzę nabywa samoistnie. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Wpadłam w to maksymalnie. Zaczęłam się interesować i odkrywałam coraz to nowe elementy. Mam ogromną przyjemność tworzenia. Praca z ludźmi, naszymi klientami sprawia mi naprawdę dużą frajdę.
Wykorzystuje pani przy okazji swój artystyczny talent, zmysł?
Jestem niezwykle dumna z tego ze klienci wracają, gdy naprawdę doceniają moje rady. To nie jest nauczone. Ja po prostu czuję to całą sobą.
A początki?
Pamiętam gdy pojechałam z mężem do Bolonii. Dziś to są już targi w Mediolanie. Choć było tam wielu dostawców, to trudno było znaleźć bardzo dobrej jakości skóry, które przetrwają ręczną produkcję butów. Bo ta jest dość wymagająca.
Jak to?
Sama produkcja butów jest „niszczycielska” dla skóry. Jeśli ta zniesie cały proces, to znaczy, że będzie długo służyć. Gdy zaczęłam odwiedzać targi i poznawać różnych innych producentów, doceniłam jak piękne rzeczy my robimy. I nie jest to marketing, a prawdziwe przekonanie, które potwierdzają opinie klientów.
Czy na początku pani znajomości, wtedy jeszcze nie z mężem, wyobrażała sobie pani, że kiedyś będzie pracować w firmie? Przecież była pani muzykiem.
Nie. Lata temu nie myślałam, że będę współtworzyć tę firmę.
W którym więc momencie się pani zdecydowała? Trzeba było, bo mąż…?
To wyszło naturalnie. Jeśli rodzina czymś żyje, to człowiek się coraz bardziej angażuje. Czujesz, że gramy do jednej bramki.
Ale to nie było łatwe. Zmierzyć się z biznesem, który trwa tak długo. Jak to się robi? Co decyduje o tym, że firma istnieje tyle lat?
Moim zdaniem to kwestia zdeterminowania rodziny, pokoleń i ciężka praca. Ciągle trzeba sobie podnosić poprzeczkę. Wymagać od siebie, szukać inspiracji. A zaangażowanie bardzo łatwo „chwyta młode pokolenie”.
A może źródłem sukcesu jest właśnie to, że pracuje tutaj rodzina? Być może pracownik etatowy nie jest w stanie tak głęboko „wejść w mentalność” rodziny założycieli?
Muszę powiedzieć, że nawet pracowników traktujemy jak rodzinę. Stanowimy taką wielką familię czeladników, mistrzów, gdzie jeden uczy się od drugiego. I wtedy oni sami się angażują. Bez serca, które wkładają, to by się pewnie nie udało.
[idea]NAZWA: Kielman Pracownia Obuwia
LOKALIZACJA: Warszawa, ul. Chmielna 35
DATA POWSTANIA FIRMY: 1883
FORMA PRAWNA: spółka cywilna
LICZBA PRACOWNIKÓW: 20[/idea]
Długo poznawała pani historię firmy?
Cały czas ją poznaję. Fascynuje mnie ciągłość tego przedsięwzięcia. Gdyby to było możliwe chciałabym przenieść się do tego sklepu, do tego salonu, który był przed wojną na Chmielnej 1/3 gdzie było aż osiem witryn i wielki salon. Wspaniałe są listy żony pierwszego Jana Kielmana, założyciela, czyli pradziadka mojego męża. Chciałoby się być tam, w tych czasach. Ciekawe jest też to jak czasem historia Warszawy ociera się o miejsce, w którym jesteśmy. Oglądanie zdjęć, odnajdywanie rysów twarzy. To jest wszystko bardzo zajmujące. Warto dodać, że przodkowie mojego męża to nie byli tylko wspaniali eksperci od butów ale i wodniacy i piechurzy. I pewnie stąd mojego męża i moje zamiłowanie do podróży J Dzieci są wioślarzami, żeglarzami. Włóczymy się z namiotem po świecie. To samo robili przodkowie.
A gdyby żaden z synów nie chciał przejąć biznesu. To co?
Dzieci od małego przychodzą, patrzą i czasem je to zainteresuje, a czasem nie i mówią, „to nie jest dla mnie”. Potem jednak okazuje się, że tradycja ma na nich jakiś wpływ i szkoda byłoby ją zaprzepaścić. Wiem, że zawsze trafi się ktoś, kto chciałby to kontynuować. Mam trzech synów. Każdy jest lub był zaangażowany w jakiś sposób w pracę naszej firmy. Moim zdaniem jednak, dzieci zdecydowanie muszą dojrzeć do decyzji, czy będą prowadzić firmę rodziców, czy nie. Nic na siłę. Dobrze jest gdy przez pewien próbują nowych rzeczy, zdobywają doświadczenia gdzie indziej, a dopiero potem wracają do firmy rodzinnej. U nas nigdy nie było przymusu do pracy w firmie. To jest własna inicjatywa dzieci. Być może chcą to robić bo zaraziły się zaangażowaniem rodziców?
Czyli jest pani spokojna, że za 50 lat firma będzie jeszcze istnieć?
Nie wiem jak będzie. Na razie ogromnym problemem są pracownicy. Nie ma szkół, które uczą tego fachu. Szewców zastąpili reparatorzy obuwia. Musimy więc sami przygotować fachowców. Jest to niszowa działalność dlatego cały czas szukamy ludzi chętnych do nauki.
A inne trudności?
Czas. Dziś wszystko produkowane jest szybko. A do produkcji ręcznie robionych butów potrzeba czasu. Nie tyle na samo ich wykonanie, a przygotowania. Weźmy np. samo garbowanie skóry. Ten proces przeprowadzany naturalnymi metodami trwa nawet pół roku. A garbarnie obecnie przyspieszają go, co niewątpliwie odbija się na jakości. Polujemy wręcz na świetne skóry, których dostępność jest ograniczona.
Czasem jest problem z komponentami. Od dłuższego czasu szukam haczyków mosiężnych do kamaszy.
A stworzenie sieci? Zwiększenie skali?
Sieć ma rację bytu gdy jest duża, stała produkcja. A u nas każda para butów jest indywiduala, niepowtarzalna
W waszym biznesie nie ma pośpiechu. Wszystko toczy się wolno.
U nas jest slowlife, co nie znaczy oczywiście, że jesteśmy pozbawieni nerwów. Jedyny pośpiech to gdy terminy nas gonią. Niebywałą przyjemność daje jednak kontakt z klientem, indywidualne podejście, wyjątkowość każdej pary obuwia.
[one]
40 par butów miesięcznie sprzedaje średnio Pracownia Kielman
[/one]
Twierdzi pani, że dobry but poprzez jakość „się obroni”. Ale jak się prowadzi marketing takiej firmy?
My się nigdzie nie reklamujemy. Jakość jest naszą najlepszą rekomendacją. Wszyscy znają markę Johna Lobba, uważanego za najlepszego szewca na świecie. Są klienci, którzy nasze buty jednak cenią sobie wyżej. Dla mnie to są słowa najwyższego uznania. Tego nie da się zrobić bez świetnych materiałów i kunsztu recznego szycia.
Jakiś czas temu przeszedł wam przed nosem wspaniały interes? Ale zrezygnowaliście
Tak. Odwiedziła nas grupa Chińczyków. Każdy zamówił po jednej parze butów. Po jakimś czasie zaproponowali, ze u siebie założą podobnai interes. Będą przysyłać miary, wszystkie wytyczne, a my będziemy im robić te buty.
To świetnie. W czym więc był problem?
Bo powiedzieli: My naprawdę nie potrzebujemy dużo. Wystarczy 1000 par miesięcznie.
1000 par?
Tak. Nie mogli zrozumieć, że my robimy około 40 par miesięcznie. Więcej się nie da. Nie możemy zatrudnić nowych ludzi. Bo ich nie ma. Trzeba się co najmniej 3-4 lata uczyć i konieczne sa predyspozycje do tego. To nie fach dla wszystkich.
Ale ci, którzy pracują znają się na tym jak mało kto. Ile trwa proces stworzenia butów?
Po zdjęciu miary majster struga kopyto według kształtu pana stopy. Co ważne majster jest również specjalistą ortopedii więc każdy wyjdzie w butach dobrze ukształtowanych butach. Trwa to zxwykle jeden dzień. Potem cholewkarz szyje cholewki. co również zajmuje jeden dzień. Potem szewc zaczyna szycie…
A każdy z szewców szyje inaczej?
Oczywiście. Każdy ma inny styl. Samo szycie bytów zajmuje im około tygodnia. Cały proces zamknie się w dwóch tygodniach . Wszystko zgodnie ze starą szkołą. Jednak na zamówienie klient czeka oko czeka około 7 tygodi. Czasami, gdy jest fduzo zamowien mozsna cz4kac prwie 3 miewsiac3
Kto takie buty kupuje?
Wszyscy ci, którzy zachwycają się butami, którzy zwracają uwagę na piękno.
Dziękuję
—————————————
[icon_block icon=”icon-lamp” align=”” color=”” size=”55″][alert style=”warning”]
RECEPTA NA SUKCES PRACOWNI KIELMAN
– samodzielnie szkoleni pracownicy
– znana marka
– najlepsze komponenty
– zaszczepianie młodemu pokoleniu pasji do firmy dzięki czemu nie ma problemu sukcesji
– budowanie relacji, zaufania u klientów
[/alert]
O FIRMIE:
Rodzina Kielmanów pochodzi z pogranicza Holandii i Niemiec. W początkach dziewiętnastego wieku osiedliła się na ziemiach polskich. W Szczepankowie na terenie Guberni Łomżyńskiej senior rodu Tomasz Kielman został zarządcą w dużym majątku ziemskim. W roku 1880 jeden z jego synów, osiemnastoletni Jan, zwany pózniej „pierwszym”, opuścił rodzinny dom i udał się do Warszawy aby samodzielnie stworzyć podstawy materialne na przyszłość.
Buty u Kielmana zamawiali m.in. Mieczysława Ćwiklińska, Adolf Dymsza, Jan Kiepura i Charles de Gaulle.
Dziś firma zarządzana jest przez piąte pokolenie Kielmanów.