Wejście do rodzinnej firmy młodego pokolenia to ogromna odpowiedzialność za to co stworzyli rodzice. Jak radzi sobie z tym Anna Gwizdalska, sukcesorka w firmie Jars?
Opis
Wejście do rodzinnej firmy młodego pokolenia to ogromna odpowiedzialność za to co stworzyli rodzice. Jak radzi sobie z tym Anna Gwizdalska, sukcesorka w firmie Jars, największym polskim laboratorium zajmującym się m.in. badaniem próbek żywności, produktów i środowiska.
Trudno się z Tobą spotkać. Ciągle w biegu.
Teraz już nieznacznie łatwiej bo przystopowałam.
W firmie rodzinnej tak ostro?
Pracujemy całą rodziną. Oprócz tego zatrudniamy 17 małżeństw, pracują też mama z córką, mama z synem, brat i siostra, bracia. W sumie jest nas ponad 200 osób.
To jak wy się dogadujecie?
Nie da się ukryć, że emocji nie ma. Sama jestem temperamentna, bardzo emocjonalna i z rodzicami często się kłócę. Wiele razy rzutowało to na atmosferę w firmie. Ale wiem, że sama muszę pracować nad tym by takie sytuacje w pracy się nie zdarzały.
I chyba nie powinny. Pracujecie w branży kojarzonej ze spokojem, dokładnością?
Moim rodzicom udało się stworzyć coś naprawdę wspaniałego. Jars to największe polskie laboratoria, badamy żywność, kosmetyki, wodę do dializ, farmaceutyki, robimy też analizy środowiskowe. Wszystko co trzeba zbadać, sprawdzimy. Minęło 15 lat, a jesteśmy najwięksi w kraju. W najbliższych latach chcielibyśmy wyjść za granicę.
A zagraniczna konkurencja?
Jesteśmy dla nich bardzo łakomym kąskiem. Mieliśmy kilka ofert kupna naszej firm. Jednak my nie chcemy jej sprzedawać.
Dlaczego?
Rodzice kilka lat temu zakładając firmę wzięli odpowiedzialność nie tylko za cały majątek tej firmy ale przede wszystkim za ludzi, którzy im zaufali. Wszystkim udało się osiągnąć niebywały sukces. Jesteśmy jedynym polskim laboratorium o tak dużej liczbie akredytacji.
Kilka razy przeszło mi przez myśl: może to sprzedajmy, będzie spokojniej. Natychmiast jednak wracała kwestia odpowiedzialności za rodziców, za firmę. Nie jest łatwe oddać komuś coś co tworzyło się tyloma wyrzeczeniami.
Brak urlopów i codzienne ryzyko?
My sukcesorzy bardzo dobrze zdajemy sobie sprawę z błędów, jakie popełniają nasi rodzice. Denerwujemy się gdy nie biorą urlopów, nie odpoczywają. Próbujemy żyć inaczej ale potem i tak robimy to samo. Bo firma jest najważniejsza.
Zdradziłaś mi, że nie chciałaś pracować w rodzinnej firmie. Jak sukcesor przeżywa wejście do firmy?
Broniłam się przed tym się rękami i nogami. Skończyłam AWF i chciałam uczyć dzieci pływania. To dla mnie ogromna przyjemność, zupełnie inna praca, która daje radość, natychmiastowe efekty. Ale musiałam z tego zrezygnować. Trzeba było pomóc rodzicom. Podświadomie czułam to oddziaływanie „musisz być w firmie”. By uniknąć sporów o brak kierunkowego wykształcenia potrzebnego w pracy w firmie, skończyłam drugie studia na Uniwersytecie Łódzkim z ochrony środowiska . A jak już weszłam do firmy, to trudno wyjść.
I pewnie niedługo sama przejmiesz firmę? Jak przebiega sukcesja w waszej firmie?
Już teraz czuję bardzo dużą odpowiedzialność. Pracownicy mnie obserwują przez cały czas. Robimy wszystko by przekazanie władzy przeszło płynnie.
Bo rodzina musi dać jeszcze więcej z siebie?
Każdy sukcesor chce uciec od łatki „jestem synem mamusi”, synem właściciela. Młode pokolenie musi robić wszystko by pokazać, że ma autorytet wśród zespołu. Ta świadomość jest bardzo obciążająca dla wielu sukcesorów. Nasza firma powstała 15 lat i gdy rodzice ją zakładali to łatwiej im było to wszystko zorganizować bo zaczynali od zera, od podstaw. Ja w tym momencie mam na sobie odpowiedzialność utrzymania sporej firmy, z pracownikami, którzy są tu od początku. Wiem, że muszę zrobić wszystko by utrzymać te wszystkie rodziny. Wielu sukcesorów nie ma życia prywatnego. Największym problemem jest to, że pracujemy cały czas. A jak nie pracujemy, to się uczymy i szkolimy.
[icon_block icon=”icon-lamp” align=”” color=”” size=”55″][alert style=”warning”]
NAZWA FIRMY: JARS
FORMA PRAWNA: spółka z o.o.
ADRES: Kościelna 2a, 05-119 Legionowo
LICZBA PRACOWNIKÓW: 200
[/alert]
A jak budujesz autorytet wśród załogi?
Wiele daje mi wymiana doświadczeń z innymi sukcesorami. Często powtarzanym błędem jest zbyt duża doza przyjaźni wobec pracowników. Przypomina mi się historia sukcesorki, która tak bardzo zżyła się z pracownikami, że chodziła z nimi na różne imprezy, spotkania. Gdy objęła funkcję prezesa, ludzie w ogóle jej nie słuchali. Była dla nich koleżanką, a nie szefem. Ja wzięłam sobie to bardzo do serca i staram się nie przekraczać granic.
Trudno mi w to uwierzyć bo jesteś bardzo otwarta?
Mam dobry kontakt z pracownikami bo to są fantastyczni ludzie, którzy budują tą firmę i się z nią utożsamiają. Trzymanie bariery jest dla mnie problemem i nie zawsze mi się to udaje.
Dużym przeżyciem jest ucieczka pracownika do zagranicznej konkurencji, do ogromnej korporacji, która ma znacznie większe możliwości. Zdarza się jednak, że po kilku latach taki pracownik wraca. bo u nas czuje się bardziej doceniony. Samotna matka, która ma chore dziecko, w korporacji, jeśli w ogóle dostałaby pracę, musi brać zwolnienia, prosić o mniej zadań. U nas może popracować z domu jeśli zdarzą się takie sytuacje. Robimy wszystko żeby pracownik został
Wiesz o pracownikach dużo?
W firmie rodzinnej pracownik to nie tylko rubryka w kartotece kadrowej. Oznaką największego zaufania do szefa jest to, że pracownik zwierza ci się z prywatnych spraw. To jest dla mnie największa wartość. Jeśli pracownik nie będzie mógł przyjść z wszystkimi problemami do szefa, to nie wypracujemy efektywnej formuły zarządzania. Pracownicy muszą mieć przekonanie, wiedzieć, że niezależnie od tego co dzieje, zawsze może przyjść do szefa i powiedzieć o swoich obawach.
Tobie też taki przywilej się przydał?
Po prywatnych zawirowaniach nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pracować gdzieś indziej. Rodzice ogromnie mi pomogli. Ułożyłam sobie elastyczny grafik i możliwość pracy z domu.
[one]
liczby dnia: 7 laboratoriów, 40 obszarów badawczych, 800 próbek badanych
[/one]
A jakie są wady pracy z rodzicami?
Presja i poczucie ogromnej odpowiedzialności. Firma dla założyciela jest jak dziecko. Sukcesor bierze to dziecko na wychowanie. Gdy byłam dużo młodsza byłam o firmę zazdrosna. Teraz wiem, że muszę to nasze „wspólne dziecko” zachowywać w świetnej kondycji. Czasem trudniej rozwiązuje się problemy komunikacyjne. Osobiście wolałabym dostać ochrzan od prezesa niezwiązanego rodzinnie. Moi rodzice są bardzo wymagający. Dostaję pensję, z której jestem rozliczana.
Jednak gdy dłużej się nad tym zastanawiam to trudno mi jest wyobrazić sobie sytuację, że nie pracuję z rodzicami. Są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Wszystko im mówię. Jestem za bardzo z nimi zżyta.
rozmawiał: Szymon Ostrowski
Skomentuj, udostępnij. To znak, że moje działania mają sens